wtorek, 10 czerwca 2008

Safona



pijana 


zataczam się w sobie 
próbując omijać 
mlecznobiałe krople 
światła 

palce podzielone pierścionkami 
rozrywają od środka 
broczę 

sokiem z truskawek


american dream



szczurołap z wąsikiem 

toksoplazmozą 
łasi się do nogi 
bramkarza 

wstęp za okazaniem zielonej karty 
szczepień 

mruczando na kanapkę 
salami pomidor 
przerwane kopniakiem 

ropa w lewym oku utrudnia 
spoglądanie z wyżyn 
bujanego fotela 

rasistowskie psy 
łańcuchowe 
za miskę suchej karmy

niedziela, 8 czerwca 2008

Wino w ciszy



Zawsze mi się wydawało, że mnie to nie dotyczy, ale dziś po południu pościel w moim łóżku pachnie obcą kobietą, a Ty śpisz nagi i bezbronny, jak dziecko. Kasztanowe włosy opadają na twarz, zakrywając coraz wyraźniejsze zmarszczki, z lekko rozchylonych warg sączy się strużka śliny. Tylko ślady zębów na szyi i torsie burzą niewinny obrazek. Jak widać,nie opłaca się wracać szybciej do domu. 

Na stoliku butelka wina, ale po kieliszek muszę się wybrać do kuchni. Wam nie były potrzebne. Delikatny, chilijski Tillion powoli napełnia czaszę. Nie lubię alkoholu. Nie w samotności. Mimo to piję – szybko, jak wódkę, ignorując wszystkie święte zasady. Barwa? Bukiet? W diabły! Blady, fiołkowy odcień nie zachwyca. Truskawkowe i wiśniowe nuty kojarzą się jednoznacznie. Aromat wina na chwilę przyćmiewa zapach perfum i potu. Niestety, kiedy odsuwam kieliszek, na nowo atakuje mnie zmysłowa mieszanka ambry i neroli. Jeszcze jeden. Już wolniej, choć smak budzi obrzydzenie. 

Pozwalam myślom płynąć. Kim była? Żoną jednego z tych chronicznie zmęczonych pracoholików, o których tyle mi opowiadałeś, gdy jeszcze mieliśmy czas, by zjeść razem kolację? A może nastolatką poznaną w gabinecie? Jednorazowy wybryk, czy dłuższa znajomość? Czysty seks, czy coś trwalszego? Kobieco próżna od podstaw tworzę jej twarz, ciało i osobowość. Uczę ją ubierać się inaczej, niż ja. Myśleć i czuć na opak. Daję energię i szaleństwo pierwszej młodości. Niech tylko nie jest podobna. Pozwalam sobie wierzyć, że pojawiła się tylko po to, by dać Ci chwilę wytchnienia od okowów starego, dobrego małżeństwa. Łyczek znienawidzonego wina utwierdza w przekonaniu, że się nie mylę 

Powinnam być wściekła. Zamiast tego zastanawiam się, jak Tillion skomponował się z jej smakiem, mimowolnie szukam wzrokiem jakiejś zapomnianej rzeczy. Nic. Tylko zapach i ślady po ukąszeniach. Biorę butelkę i przesiadam się bliżej - na brzeg kanapy. „Nieprzepisowo” trzymany kieliszek ogrzał się, przez co trunek smakuje gorzej. Nic to. Tuż obok, ledwie parę centymetrów od mojego uda, leży Twoja dłoń. Ta bliskość staje się czymś kluczowym. Jesteś na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak cholernie daleko. Ciepło bijące od Twojego ciała sprawia, że czuję się jeszcze bardziej skrzywdzona i samotna. Przed oczami obrazki rodem z taniego filmu porno. Na każdej migawce inna twarz, inne ciało. Piękno i świeżość lolitki, ustępują pewności siebie i doświadczeniu cudzej żony i matki, a tą zmienia po chwili panienka w lateksowym wdzianku i z kajdankami w ręku. 

Fantazje uświadamiają mi, jak bardzo popadliśmy w rutynę: śniadanie o wpół do siódmej, na ósmą do pracy, sześć godzin w Poradni, o trzeciej obiad odgrzany z poprzedniego wieczora, bo ja jeszcze w pracy, moje powroty późnym popołudniem. Jakiś film, na którym i tak zasypiałam. Zaplątani w pajęczynę podobnych dni, zabiliśmy w sobie ciekawość i namiętność. Wydawały się mało ważne – w końcu małżeństwo nie powinno opierać się tylko na seksie. Tylko, że praktycznie żadnej z tych „scenek” nie było w naszej sypialni... Moja wina? 

Dolewam wina kolejny, ostatni już raz. Piję tak, by każda nuta – czy to w zapachu, czy w smaku – raz na zawsze wryła się w pamięć i była przypomnieniem mojej porażki. Pustą butelkę odkładam cichutko na stolik, kieliszek myję i chowam do szafki. Z komody zabieram rzeczy, które wystarczą może na tydzień. Dość czasu, by przemyśleć pewne sprawy. Kilka słów na wyrwanej z zeszytu kartce znajdziesz zaraz po przebudzeniu na poduszce. Zamykając drzwi mieszkania słyszę zaspane: „Kochanie?”